Elektrownie wodne i latarnie28-29.04.2012 / 480 km


No i w końcu się udało! Po roku przerwy wreszcie nowy sezon, weekend i idealna pogoda! Cóż więcej trzeba żeby rozpocząć sezon? Jak dla mnie nic no bo na szczęście Jacek pomyślał już wcześniej, żeby odpowiednio przygotować moto (zwane również Suzi).

Tak tylko dla ścisłości sezon oficjalnie zaczęliśmy już wcześniej (18.03) w Sobowidzu, na Jajcarni u księdza Maślaka.

Ale oczywiście czekaliśmy, aż zrobi się ciut cieplej – a o to wcale nie łatwo nad morzem – żeby zrobić sobie wycieczkę i przewietrzyć tyłki i maszynę.

28.04 - sobota0 - 220 km (220 km)

Na pierwszą traskę w sezonie wybraliśmy objazd po elektrowniach wodnych i latarniach morskich. Oczywiście nie przez całe Wybrzeże, ale chociaż częściowo, z przystankiem (noclegiem) w Ustce. Niestety już przy pierwszej elektrowni Wodna Struga w Soszycach, okazało się, że weekend to nie jest dobry termin na zwiedzanie akurat tych obiektów. Mogliśmy je tylko obejrzeć z zewnątrz, bo wejść do środka można tylko od poniedziałku do piątku w godzinach 9-14. Ale nie zniechęceni  pojechaliśmy dalej do następnej Gałąźnia Mała i dalej do Krzyni. Obydwie elektrownie są  położone na rzece Słupi, którą można również polecić na spływy kajakowe. Można też znaleźć bardzo fajne miejsca na piknik, gorzej trochę z gastronomią, trzeba mieć własne kanapki i napoje, ale za to trawa, las, woda i ładne widoki zapewnione. Na koniec został nam Skarszów Dolny, elektrownia chyba najmniejsza, ale najładniej położona.  Jechaliśmy wzdłuż rzeki, wąską drużką przez las, a na końcu tej dróżki stał po prostu domek, zamieszkany z resztą, który był elektrownią. Kilka informacji technicznych i historycznych znajdziecie na zdjęciach obok.

Strona o elektrowniach www.enwod.slupsk.pl/index.htm 

Ponieważ nie spędziliśmy na zwiedzaniu tyle czasu, ile zakładaliśmy, dotarliśmy do Ustki wcześnie, ok.15. Nocleg możemy polecić – ładny nowy dom, miejsce na ognisko i grilla jest, również wyposażona kuchnia. Koszt 40,- zł ale jeżeli  na dłużej niż jedną noc, to nawet 35,-. Niestety mały minus (albo duży) nie jest to w samej Ustce tylko 3 km od niej, wieś Przewłoka. Dla nas nie był to problem, żeby podjechać ten kawek już w „cywilnych” ciuchach, pochodzić po deptaku nad morzem (na plażę było mimo wszystko za zimno), a piwko kupić „na wynos”. Właśnie! Dla smakoszy piwa, do których my się zaliczamy, polecamy sklep „Piwa świata” w uliczce koło portu (niestety nazwy nie pamiętamy, ale w końcu Ustka nie jest taka duża J) na pewno znajdziecie, a wierzcie warto! My jesteśmy przywiązani do czeskich smaków, wybraliśmy więc czeskiego czarnego Primatora i polską Fortunę. 

W Ustce, poza doznaniami kulinarno-degustacyjnymi, zaczęliśmy drugą część wycieczki – latarnie morskie.

Oczywiście na polskim wybrzeżu jest ich całe mnóstwo od Świnoujścia po Krynicę Morską, nie wyłączając Trójmiasta i latarni morskiej w Sopocie czy w Nowym Porcie. Polecamy wszystkie, ja jestem fanką wszelkich wysokich budowli, mimo, że zawsze trzeba się wdrapać po kilkudziesięciu (kilkuset) schodach, to zawsze warto dla widoku, który można zobaczyć z góry. Wejście na latarnię w Ustce 4 zeta, widoczek całkiem przyjemny – plaża, morze, port i statki, tylko oczywiście duży wiatr.

29.04 - niedziela220 - 480 km (260 km)

Na drugi dzień ruszamy dalej – zaliczamy Czołpino i Stilo. Niestety tutaj weekend czy majówka (czytaj turyści) nie robi na nikim wrażenia, urzędy morskie rządzą się swoimi prawami – Czołpino otwarte od czerwca, w Stilo godzinna przerwa (chyba obiadowa), regularne posiłki – wiadomo – rzecz święta, nie przeszkadzamy więc i jedziemy dalej. Dla turystów zainteresowanych jednak zwiedzaniem zamieszczamy obok informację o godzinach otwarcia latarni i cenach wejściówek,  polecamy również odwiedzenie strony internetowej (www.latarnie.republika.pl). Warto jednak podkreślić, że u stóp latarni morskiej w Stilo znajduje się parking, wraz z małą gastronomią, o szumnej nazwie „Pustynne piaski” (zdjęcie) bardzo przyjazny (bo darmowy) dla motocyklistów.

No cóż, nadal nie zniechęceni całowaniem klamki w zamkniętych drzwiach ruszamy jeszcze spróbować szczęścia gdzie indziej. Kluki – wieś słowińska, dosłownie, klika chałup na krzyż, a w niej Muzeum Wsi Słowińskiej na miarę XXI wieku z multimedialnymi prezentacjami. Wstęp kosztuje dychę, ale nie żałujemy, naprawdę fajnie obejrzeć te stare chałupy, łodzie, piec, stare fotografie – super! A widok oryginalnej pralki z dawnych czasów – bezcenny! Okazało się także, że w czasie majówki od 1 do 3 maja zjeżdża się tu masę ludzi (5-6 tys.) na Czarne Wesele, czyli kopanie torfu, a potem oczywiście biesiadę. Sądząc po menu, które proponuje tutejsza Karczma u Dargoscha imprezka musi być niezła. Godzina była wczesna, więc spróbowaliśmy tylko żurku (pycha!), ale można tu też zjeść np. zupę rybną, chleb ze smalcem, pieczeń z gęsi i domowe ciasta.

Zanim zaczęliśmy wracać, zahaczyliśmy jeszcze o okolice Żarnowca. W Gniewinie obejrzeliśmy sobie z wieży widokowej zbiornik wodny, który zasila Elektrownię Wodną Żarnowiec (ją obejrzeliśmy sobie na koniec). Wieża znajduje się na terenie kompleksu turystyczno-rekreacyjnego Kaszubskie Oko, tzn. musisz zapłacić dwa zeta na bramce żeby wejść na trawkę i plac zabaw dla dzieci (ale parking za free), a jak chcesz wejść na wieżę to płacisz kolejne 6 zeta, na szczęście nie ma ciecia i nie pilnują za bardzo ;). Z góry widać też Jezioro Żarnowieckie, niestety trochę zasłonięte przez drzewa, więc muszę przyznać, że zbiornik robi większe wrażenie.

A jeśli chodzi o jezioro, to nic straconego – obejrzeliśmy je z dołu, zjeżdżając do Nadola. Mieliśmy też tam zamiar zwiedzić skansen… no cóż, kolejne całowanie klamki – w niedziele czynny od 9 do 14. Ale jeziorko super – kolejne fajne miejsce na piknik.
Na koniec jeszcze rzut oka na wyżej wspomnianą Elektrownię, no i na to co zostało po niedoszłej jądrowej (też robi wrażenie) i wracamy do domu. Super weekend, ale wszystko co dobre szybko się kończy.

Małe podsumowanie:

Dni: 2

Dystans: 480 km

Noclegi:

Przewłoka: 80 PLN *1 = 80 PLN

Paliwo średnie spalanie: 4,7 lit/100km = 22,56 lit * 5,92 PLN/lit = ok. 134 PLN

Łączny koszt: 338 PLN

Czyli na jedzenie i inne pierdoły poszło: 124 PLN