Trochę południa Polski (Pieniny, Jura Krakowsko-Częstochowska)5-11.05.2012 / 2 673 km


Z racji, że miałem ponad roczną przerwę w jeżdżeniu na motocyklu postanowiłem się trochę podszkolić i zapisać się na kurs doszkalający. W kwietniu odbyłem kurs bezpieczny i idąc za ciosem zapisałem się na maj na kontynuację na 3 dniowym kursie technicznym. A jako, że kurs odbywał się po drogach Słowacji po krótkim przekonywaniu mojej żonki dostałem kilka dni wychodnego gratis. Postanowiłem, że jadąc na kurs po drodze zahaczę o Pieniny a w drodze powrotnej przejadę przez Jurę Krakowsko-Częstochowską.

05.05.2012 (podróż) 0 - 772 km (772 km)

Ruszyłem o 5 rano a o dziwo było cieplej niż w niejeden czerwcowy poranek. Początku drogi nie ma co nawet opisywać, autostrada 165km i 30zł (zdzierstwo), potem od Torunia do Włocławka wszystko rozkopane. Ale na tyle dobrze mi szło, że zatrzymałem się dopiero koło Piotrkowa Trybunalskiego. Tam skręciłem na Kielce. Pierwsza na liście była miejscowość Bobrza gdzie miały być pozostałości po wielkiej fabryce. Był wielki mur a na mim stado autochtonów popijających piwko na drugie śniadanie, którzy dziwnie na mnie zerkali więc zmyłem się czym prędzej. Kawałek dalej miejscowość Samsonów gdzie był wielki piec. Też ruiny ale jakoś zachowane a sam piec był naprawdę spory. No i obok sporo trawy do rozłożenia się więc zrobiłem sobie krótką przerwę. Następnie podjechałem do miejscowości Zagnańsk. Powiem szczerze jakoś Dąb Bartek nie zrobił na mnie wrażenia. Duże drzewko całe połatane i popodpierane ze wszystkich stron żeby nie padło ze starości.

Kielce minąłem bokiem i kolejnym punktem był zamek Chęciny. Ładnie położony i widoczny już z daleka. Bardzo podobny do zamku Olsztyn ale mniejszy a jednak lepiej zachowany. Parking płatny ale na szczęście chłopacy którzy pilnowali byli na sprzętach enduro więc nic nie zapłaciłem a jeszcze sprzętu przypilnowali. To na zamek i pod górę (dobrze że w cieniu drzew). Pod zamkiem siedzi gościu na stołeczku. Pytam za ile, spojrzał na mnie i stwierdził, że w tych ciuchach i butach to długo tu nie zabawię więc mam za darmo (normalnie koszt 5 zł). Wrażenia: kolejne ruiny na górce. Szkoda, że nie ma kasy żeby zadbać o to wszystko. No to w dalszą drogę. Byle dalej na południe. Chciałem się dostać na zaporę Rożnów. GPS ładnie mnie prowadził ale raczej głównymi drogami. Na stacji benzynowej facet z obsługi:  „Pan pojedzie tędy, ładna droga i na skróty”. No nie powiem, ładna była. Ale jakoś po drodze się pogubiłem trochę i zrobiłem 50 km więcej niż wstępnie pokazywał GPS.

Dojechałem do jezior Czechowskie i Rożnowskie. Jadąc na południe jechałem prawym brzegiem Czechowskiego a następnie przez most przejechałem na drugą stronę i Rożnowskie robiłem już lewym brzegiem. Zapora nie za duża ale bardzo ładnie położona w lesie. Fakt, że ten las przeszkadzał, żeby zobaczyć ją w całej okazałości. Do Nowego Sączą warto polecieć lewym brzegiem czyli trasą 975. Super winkle, nawet ładny asfalt i bardzo ładne widoki.

Ok. 18 zameldowałem się w Krynicy Zdrój w Pensjonacie Feniks (www.fenikskrynica.cba.pl). Pokój, łóżko, szafa, wnęka z prysznicem ale kibelek na korytarzu. No w sumie za 35zł to nie spodziewałem się czegoś lepszego. 

Wieczorkiem zrobiłem rundkę po miasteczku. Akurat kończył się długi weekend więc na każdym kroku były imprezy. Sama Krynica rozkopana. Przez cały deptak jedna wielka budowa (za rok na pewno będzie tam pięknie). Mogę polecić knajpkę „Pod Galerią” gdzie serwują pyszne pierogi z bundzem i bryndzą.

06.05.2012 (obiazd Pienin) 772 - 1035 km (263 km)

Rano pobudka o 7. Jakoś w tych górach nie potrafię dłużej pospać. Na dzisiaj mam plan objechać Pieniny. Najpierw kieruje się na Piwniczną Zdrój. Po drodze jednak zauważam znak o szlaku prowadzącym do cerkwi. Więc skręcam. Najpierw cerkiew w Powroźniku, następnie Jastrzębiku, Złockie i Szczawniku. Wszystkie bardzo ładnie zachowane ale przerobione na kościoły i pech bo zamknięte. Jedyna otwarta była w miejscowości Złockie ale akurat odbywała się msza więc fotki mam tylko z daleka.

Trasa 971 łącząca Muszynę i Piwniczną ma długość ok. 30 km. Po prostu bajka. Zakręciki i widoczki. Cała trasa idzie wzdłuż Popradu, a ulicę od rzeki dzieli kolej. Niestety zdjęcia nie oddają w pełni frajdy jaką się ma jadąc tą drogą. Przez całe 30 km jechałem razem z pociągiem. W pewnym momencie nawet zaczęliśmy sobie machać z maszynistą. Jak tylko zbliżał się przejazd to przyśpieszałem żeby przejechać przed zamknięciem i potem znowu wolna jazda. Na którymś przejeździe ja w rurę a szlaban w dół i nie dałem rady. Jak mijał mnie pociąg maszynista pokazał na krótkofalówkę i na budkę dróżnika i obaj polewali. I stałem 10 minut w ciuchach motocyklowych i pełnym słońcu. To nie było nic przyjemnego.

Teraz Szczawnica. Poleciałem przez Stary Sącz bo to najkrótsza droga. Szczawnica kolejny kurort z mnóstwem ludzi i jedyne miejsce gdzie musiałem zapłacić za parking. Ładny deptak, wjazd kolejka na Górę Palenica ale samo centrum jak w Krynicy też rozkopane. Chyba razem starali się o kasę z Unii na remonty.

Trasą 969 poleciałem do Czorsztyna a po drodze piękne widoki. Po prostu trzeba się zatrzymać i popatrzeć. W tamtych okolicach ostatni raz byłem ponad 10 lat temu. Zamek (a raczej ruiny) Czorsztyn jest odnawiany. Prawie przy samym zamku parking. Bacowie pozwolili mi postawić moto za ich straganem a ciuchy schowali do auta więc spokojnie i bez obciążenia mogłem iść zwiedzać (wstęp 5 zł). Z góry piękny widok na cały zalew, Zamek w Niedzicy no i znowu góry. Nic tylko patrzeć. Teraz kolej na zamek w Niedzicy. Ale po drodze skręciłem na Sromowce Niżne. Jak robiłem zdjęcie na Trzy Korony był ładny widok a jak chowałem aparat lało jak cholera. Na szczęście trwało to niecałe 10 minut i znowu wyszło słoneczko.

Na zamek w Niedzicy nie chciało już mi się wchodzić (wstęp 12zł). Zaparkowałem przy zaporze (jest miejsce tak na 3-4 moto). Pstryknąłem kilka fotek na zamek i zaporę i stwierdziłem, że fajnie by było mieć zdjęcie z zapory z moto. Więc do ochrony a Ci mnie zaskoczyli. Nie ma sprawy, wjeżdżaj Pan i jeszcze mi fotki zrobili.

Dochodziła 16 więc powoli trzeba było zaczynać wracać. Przeskoczyłem na Słowację i pojechałem trasą 543 wzdłuż Dunajca. Przekraczałem granicę  między Legnava a Muszyną. Przy samej granicy są oczywiście sklepiki gdzie zakupiłem trochę rumu (płatność w zł). 

07.05.2012 (Krynica - Ciche) 1035 - 1351 (316 km)

Pobudka znowu o 7 rano. Normalnie jakbym w głowie miał budzik włączony. Czas udać się na miejsce zakwaterowania na szkoleniu czyli do miejscowości Ciche (pensjonat Awra godny polecenia). Oczywiście przez Słowację przez Wysokie Tarty, trzeba Tatry zobaczyć z drugiej strony. Gdzieś po drodze w oddali zamek na wzgórzu, widać że wielki ale jakoś nie chciało mi się skręcić w jego kierunku. Każdemu polecam trasę 537. Jak na razie moja ulubiona. Tego po prostu nie da się opisać tam po prostu trzeba pojechać. Miałem zamiar zatrzymać się w Tatrzańskiej Łomnicy i wjechać kolejką na sam szczyt ale pogoda się zepsuła jak widać na zdjęciach (a raczej nic nie widać). Potem pojechałem do miejscowości Oravsky Podzamok. Zamek Oravsky Hrad robi niesamowite wrażenie, jego położenie na skale i widoki. Była jeszcze wczesna godzina wiec zrobiłem rundkę wokół jeziora Orava. Spore, dookoła obsiane willami, ośrodkami i kampingami. Granicę przekroczyłem w Cicha Hora-Chochołów gdzie oczywiście zakupiłem coś mocniejszego na wieczór.

08-10.05.2012 (szkolenie) 1351 - 1933 (582 km)

Trzy kolejne dni wyglądały bardzo podobnie. Pobudka 6:30, śniadanie 7:30. Potem trochę teorii co danego dnia będziemy ćwiczyć, ok. 9 wyjazd. A potem winkle, winkle i jeszcze raz winkle. Powrót na 16 na obiad. Potem oglądanie filmów i omawianie błędów.

Mogę z czystym sumieniem polecić ten kurs. Profesjonalnie przygotowany, ciekawe zagadnienia (przynajmniej jak dla mnie, który nie ma zbyt dużego doświadczenia w jeździe). A co na kursie z ciekawych rzeczy: trajektoria zakrętu, określanie okna wlotowego, wierzchołka i okna wylotowego, zmiana pozycji w zakręcie, hamowanie w zakręcie. Niby człowiek o tym słyszał, o tym wie, ale pojeździć pod okiem fachowca to co innego. Przejazdy są nagrywane i wieczorem oglądaliśmy i ocenialiśmy, a na bieżąco instruktor omawiał każdy przejazd.

Adres szkoły : www.motoszkola.pl

10.05.2012 (Jura) 1933 - 2145 km (212 km)

No i czas powrotu nadszedł. Dodam jeszcze, że w pierwszy dzień szkolenia moto przestało mi odpalać. I trzeba było na pych. Padł akumulator. Więc parkując zawsze szukałem górki.

Rano zadzwoniłem do Krakowa do Larssona i zamówiłem nowy akumulator. Ok 14 wyjechałem z Cichego. Do Krakowa wjechałem w największym szczycie i utknąłem w korku na moście na Wiśle z widokiem na Wawel przy jakichś 27oC. Akumulator czekał, jeszcze szybkie jedzonko i dalej w drogę – na Jurę. Byliśmy w tamtych okolicach w czerwcu 2011 roku ale samochodem i sobie obiecałem, że tam wrócę na dwóch kółkach. To był szybki przejazd bez zwiedzania. Najpierw kapliczka na wodzie w Ojcowie, potem Zamek Pieskowa Skała i Maczuga Herkulesa, Ogrodzieniec i na koniec Mirów i Bobolice. Nocleg znalazłem w Bobolicach, normalnie za płotem zamku. Cena 50zł ale w porównaniu do noclegu w Krynicy to były luksusy. Zamek Mirów i Bobolice są obecnie w prywatnych rękach jednego z polskich senatorów i facet wie skąd kasę zgarnąć na renowacje. Zamek Mirów nadal ruiny ale Bobolice pięknie odnowiony a obok jeszcze restauracja i hotelik. Dzień zakończyłem dobrym piwkiem i zachodem słońca, patrząc na zamek.

11.05.2012 (powrót) 2145 - 2673 km (528 km)

Co by napisać o drodze powrotnej. Do Częstochowy ciekawa bo po drodze zobaczyłem jeszcze zamek Olsztyn i jechałem bocznymi dróżkami. A później jedna wielka nuda na koniec zakończona ostatnim wydatkiem w podróży czyli kolejne 30zł za autostradę.

Małe podsumowanie:

Dni: 7

Dystans: 2 673 km

Łączny koszt: 2 254 zł

 

Paliwo: średne spalanie: 4,69lit/100 km = 125 lit * 5,69 PLN/lit = ok. 715 PLN

 

Noclegi:

Krynica: 25 PLN *2 = 70 PLN

Szkolenie (szkolenie, noclegi, jedzenie): 1090 PLN

Bobolice: 50 PLN *1 = 50 PLN

 

Czyli na jedzenie i inne pierdoły poszło: 329 PLN