Zlot V-Strom i krótka wizyta na Litwie 2018 
25.05 – 3.06.2018 / 2 359 km


Litwo, ojczyzno moja… nie chciałam tak zaczynać, bo to banalne i takie oczywiste, ale zacznę właśnie tak, żeby sobie uzmysłowić, że te słowa są już bardzo nieaktualne. Jechaliśmy na wschód, spodziewając się klimatów podobnych do Lwowa, a zobaczyliśmy zachód, europejskie miasta i może tylko wieś przypominała tę polską. Objechaliśmy sobie przez tydzień kilka bardzo fajnych miejsc, które możemy polecić na krótki urlop, bo to przecież niedaleko, a warto zobaczyć. A poza tym była dobra okazja żeby połączyć urlop ze zlotem i wykorzystać i tak już przejechane kilometry.

25-26.05 Piątek-Sobota (Gdańsk – Rajgród; przejazd na zlocie)
0 – 370 – 737 km (370-367 km)

Tak więc zaczynamy wyprawę w piątek i jedziemy najpierw na zlot V-stroma do Rajgrodu. Wyjeżdżamy sami około 14:00, trasa przyjemna, pogoda dopisuje, jedziemy żwawo. Kilka kilometrów przed celem spotykamy naszą grupę, trochę się zdziwiliśmy, bo oni wyjechali rano – najwyraźniej zrobili parę kilometrów więcej. Zlot całkiem sympatyczny, objazd, integracja, imprezka, na której tym razem Grupa Północ rządziła.

27.05 Niedziela (Rajgród – Druskienniki)
737 – 875 km (138 km)

Nieco zmęczeni po nocnej imprezie, następnego dnia wyjeżdżamy jako jedni z ostatnich z ośrodka i jedziemy na wschód. Granicę przekraczamy oczywiście prawie niezauważalnie i na początek mamy najbliższe Druskienniki. Szybko się rozpakowujemy w eleganckim hoteliku i idziemy na spacer. Miejscowość uzdrowiskowo-wypoczynkowa i bardzo ładna. Oprócz wielkiego aquaparku jest tu piękny park, jezioro, rzeka i kilka fajnych knajpek. My wybieramy Dvaras – mają lokalne jedzenie i swoje piwo. Zamawiamy deskę degustacyjną, czyli trzy różne piwka, każde z inną zakąską: ser, prażony słonecznik i kiełbaski. Bierzemy też talerz różności, super jedzonko, kulki z sera w panierce, plastry prażonych ziemniaków (chipsy!? – tyle, że prawdziwe), jedno tylko nie podbiło naszych serc (ani żołądków) wędzone świńskie uszy. Oczywiście to must have na Litwie, więc musieliśmy spróbować, ale tylko raz. Za to ser mają pyszny – Dżiugas, kupujemy go w każdym sklepie i jemy właściwie codziennie. Wersja 12-miesięczna i 24-miesięczna. Potem okazało się, że można je kupić też u nas. Regionalne jedzenie to jak wiadomo głównie placki ziemniaczane i cepeliny podawane na różne sposoby, z różnymi farszami i sosami czy śmietaną. Takie jedzonko tygryski lubią najbardziej  tyle, że dupsko od niego rośnie! W sumie to okazało się, że knajpa o nazwie Dvaras to taki ichni McDonald. Jedzenie owszem super, ale knajpa w każdym mieście. W Druskiennikach było wow! A potem to samo w Wilnie, Kownie i Kłajpedzie, no cóż miejsce sprawdzone, więc przynajmniej wiadomo czego można się spodziewać.

28-29.05 Poniedziałek-Wtorek (Druskienniki-GrutoParkas-Troki-Wilno)
875 – 1060 km (185 km)

Następnego dnia jedziemy do Wilna, a po drodze zatrzymujemy się w ciekawym miejscu – Gruto Parkas. W jednym miejscu, w parku zostały zebrane pomniki po dekomunizacji różnych miejsc, czyli stoi tu kilku Leninów, Stalinów, Marksów i innych znanych z dawnej epoki.

Pogodę mamy przepiękną, prawdziwe lato, słońce grzeje, jedzie się super. Dalej dojeżdżamy do zamku w Trokach. Zwiedzamy go oczywiście, bo to również must have. Robimy wszędzie fotki, ale dla japońskiej wycieczki to nie zamek, ale my jesteśmy główną atrakcją, nie tylko tutaj, ale i później w innych miejscach Japończycy po prostu robią nam zdjęcia, niektórzy pytają, inni robią z biodra. Ciekawe zjawisko. Zamek w Trokach bardzo nam się podoba, zarówno w środku, jak i na zewnątrz, jest pięknie położony nad wodą, więc najlepiej go podziwiać z odległości – w knajpce vis a vis. Koniecznie chciałam tu zjeść kibiny, ale niestety trafiliśmy do włoskiej (!) pizzerii i kibiny były tylko jako przystawka, no cóż, ten jeden malutki był dobry. W ogóle do kibinów miałam pecha – tak jak do cepelinów na poprzednim objeździe po północnej ścianie wschodniej – po prostu nigdzie ich nie było! Jeszcze tylko raz udało mi się trafić w jakimś sklepie spożywczym, gdzie się zatrzymaliśmy gdzieś po drodze na jakiejś wiosce.

Wilno – przepiękne miasto! Zwiedzamy, oglądamy kościoły, katedry, place, czasami ganiamy za jakąś wycieczką, żeby znaleźć dom Słowackiego, pomnik i dom Mickiewicza łatwiej odnaleźć. Trafiamy też na halę targową, a tam najlepsze kiełbasy i chleb litewski, oczywiście kupujemy na kolację. Idziemy też na Zarzecze, tam trafia już trochę mniej turystów. Dzielnica ciekawa, artystyczna, z własną konstytucją, wypisaną na murze w różnych językach.
Ciekawa jest treść tej konstytucji, poniżej kilka przykładowych artykułów:
Człowiek ma prawo mieszkać obok Wilenki, a Wilenka płynąć obok człowieka. Człowiek ma prawo do gorącej wody, ogrzewania w zimie i do dachu z dachówki. Człowiek ma prawo umrzeć, lecz nie jest to jego obowiązkiem. Człowiek ma prawo się mylić. Człowiek ma prawo być niepowtarzalnym. Człowiek ma prawo kochać. Człowiek ma prawo być niekochanym, aczkolwiek niekoniecznie. Człowiek ma prawo być nieznaczący i nieznany. Człowiek ma prawo do leniuchowania i nicnierobienia. Pies ma prawo być psem. Człowiek ma prawo czasami nie wiedzieć, czy ma obowiązki. Człowiek ma prawo wątpić, ale nie jest to jego obowiązek. Człowiek ma prawo być szczęśliwy. Człowiek ma prawo być nieszczęśliwy. Człowiek ma prawo milczeć. Człowiek ma prawo wierzyć. Człowiek nie ma prawa do przemocy. Człowiek ma prawo rozumieć. Człowiek ma prawo nic nie rozumieć. Człowiek ma prawo obchodzić swoje urodziny albo ich nie obchodzić. Człowiek może być wolny.
Co do języka, to nie zakładamy, że tam każdy powinien mówić po polsku i to jest dobry punkt wyjścia. Oceniamy rozmówców po roczniku – jeśli młodzi zagadujemy po angielsku, mówią perfekcyjnie, jeśli starsi pytamy czy możemy po rosyjsku – nikt nie był oburzony, a jak zaczynaliśmy mówić między sobą, to wiele razy się zdarzyło, że znali też polski niezależnie od wieku.
Jeśli chodzi o zakupy to tylko z jednym na Litwie jest problem… mają prohibicję, tak, tak, alkohol od 13:00 !? my jeszcze pamiętamy te czasy. Tu jest odwrotnie – alkohol można kupić do 18:00 (albo 20:00) a w soboty do 15:00. Trochę nas to zaskoczyło, miejscowi również jeszcze nie przywykli (przepisy wprowadzone od 01.01.2018) – jak to powiedział nasz gospodarz w Kłajpedzie: „crazy law”. Ale najbardziej chyba byli zaskoczeni Rosjanie kiedy ekspedientka kazała im wypakować z powrotem na półki cały koszyk, nawet piwo!

30.05 Środa (Wilno – Kowno)
1060 – 1179 km (119 km)

Dalej jedziemy do Kowna, a po drodze chcieliśmy zwiedzać Skansen Rumszyszki. Podjeżdżamy, ale pani w kasie mówi, że tu się chodzi 7 km, a wjazd moto 10 EUR plus bilety 4 EUR/os. Upał ciągle ten sam, cały czas jest gorąco, więc odpuszczamy.
Jeszcze po drodze udało nam się zwiedzić klasztor Kamedułów w Pożajściu. Przepięknie położony nad brzegiem sztucznego zalewu na Niemnie. Robi wrażenie – największy zespół klasztorny na Litwie. Wchodzimy do środka i stwierdzam ale tutaj ładnie pachnie. A to pani, która nam sprzedawała bilety tak ładnie pachniała. Pomyślałam, ciekawe co ode mnie czuć po 5 godzinach jazdy w temperaturze powyżej 25 stopni.

W Kownie mieszkamy blisko centrum, koło baszty. Miasto ładne, ratusz, kościół Jezuitów, bazylika. Super deptak, ale niestety cały w remoncie. Mimo wszystko wrażenie dobre, bo najbardziej nam się podobają okoliczności przyrody, a konkretnie przepiękne ujście Wilii do Niemna.

31.05 Czwartek (Kowno – Góra Krzyży – Szawle)
1179 – 1400 km (221 km)

Nad Niemnem jedziemy kilka razy i zawsze trasa jest bardzo malownicza, mimo, że to tylko rzeka, zieleń i drzewa. Może jakiś sentyment nam się włączył, czy coś.

Dalej pojechaliśmy na Górę Krzyży koło Szawle. Miejsce bardzo podobne do Grabarki na Podlasiu. Tutaj widać najpierw duże równe pole, a w oddali niewielką górkę. Krzyże stoją już pod górą, dopiero jak podchodzi się bliżej to widać jak dużo ich tam stoi. Miejsce specyficzne, odpowiednie na chwilę zadumy, chociaż to chyba nasze takie odczucia, bo trochę nas dziwi para nowożeńców, która przyjechała robić tutaj sesję zdjęciową.

Szawle to mała miejscowość, ale ładna, mamy tu nocleg – właścicieli nawet nie oglądamy, wszystko załatwiamy na telefon – dostajemy kod do drzwi i sejfu, a w nim klucze, taka technologia. Mieszkamy przy samym deptaku, na którym odbywa się regionalny jarmark, idziemy więc na piwko i posłuchać ludowej muzy. Nie tylko piwo nam smakuje, próbujemy też nalewki 999 o różnych smakach – cynamon, ziołowa, różana.

1.06 Piątek (Szawle – Kłajpeda)
1400 – 1678 km (278 km)

Kłajpeda to ostatni przystanek na Litwie. Miasto portowe – a my ludzie morza  jesteśmy nim zachwyceni. Woda tu z każdej strony – miasto na wybrzeżu Morza Bałtyckiego nad Zalewem Kurońskim, położone u ujścia rzeki Dangi do Zalewu Kurońskiego, połączone kanałem z ujściem rzeki Niemen – jak mówią źródła internetowe. Idziemy więc przejść się nad tą wodę, po drodze zaliczamy pomnik motocyklisty. Hmmm… tak, tak, tam na zdjęciu to JA z plecakiem (i to jakim!), no cóż Jaca stwierdził, że mi pasuje i możemy kupić moto dla mnie. Idziemy na stare miasto, w sumie ryneczek nieduży, ale bardzo klimatyczny, ale za to nad Zalewem! – knajpa jedna przy drugiej, tłumy ludzi, pięknie oświetlone nabrzeże i jacht Meridian. Trochę nam to przypomina spacer u nas nad Motławą. Super.

Równie mocno nas zachwyca Mierzeja Kurońska. Promem płynie się szybciutko (jak do Sobieszewa), kosztuje niedrogo ILE, potem trzeba jeszcze zapłacić ILE za wjazd do parku narodowego. Trasa piękna, w lesie (ale asfaltowa), wzdłuż wody oczywiście, super widoki, a mijane po drodze miejscowości przypominają bardziej Skandynawię niż wieś litewską. Zatrzymujemy się w ostatniej – Nidzie, żeby zjeść pyszną rybkę i pogapić się trochę na wodę.

2.06 Sobota (Kłajpeda – Żerdziny)
1678 – 1998 km (320 km)

Oprócz takich sztandarowych miejsc mieliśmy też kilka przystanków w mniej spektakularnych – w Raudaniu zamek pruski, zamek Vente, Pilis hotel urządzony w starym zamku czy twierdzy z wielką białą basztą, kościół Liszków, Szydłowo sanktuarium maryjne, Poniemuń – zabytkowy most, przez który mrówki nosiły towar na rosyjską stronę. Bardzo nam się też podobała Minija – litewska wenecja. Pięknie położone nad wodą domy, cisza spokój, po prostu sielanka, taaaa…. dopóki śnieg nie spadnie, wtedy jak w Bieszczadach.

Ostatni nocleg mamy już w Polsce, gdzieś niedaleko trójstyku. Młoda dziewczyna prowadzi dom, świeżo wybudowany z dala od wszystkiego. Dobre miejsce żeby się odciąć od świata, prawdziwa wieś i cisza, tylko ptaki niektórym przeszkadzały o 4-tej nad ranem. Gospodyni zrobiła na nas wrażenie jak podała śniadanie – wędliny własnej roboty z dzika, twaróg też przez nią robiony, herbata z mięty z ogródka, racuszki z jabłkiem, a na drogę dostaliśmy jeszcze nalewkę cytrynową. Nie ma to jak polska gościnność!

3.06 Niedziela (Żerdziny – Gdańsk)
1998 – 2359 km (361 km)

A dzisiaj już tylko powrót do domu przez Mazury. Szkoda, że już koniec urlopu i jutro trzeba iść do pracy. Ale w końcu to dopiero początek sezonu więc zakładam, że jeszcze nie jeden wyjazd w tym sezonie się uda.

Małe podsumowanie:

Dni: 10
Dystans: 2 359 km
Łączny koszt: ok. 4753 PLN

Paliwo: średnie spalanie: 4,67 lit/100km = 112 lit = ok. 594 PLN

Noclegi: ok. 1 560 PLN
Zlot V-Strom Rajgród (Polska) 2 noce (śniadania i kolacje): 440 PLN
Druskienniki (Litwa) 1 noc (ze śniadaniem): 41 EUR = 173 PLN
Wilno (Litwa) 2 noce (ze śniadaniem): 90 EUR = 379 PLN
Kowno (Litwa) 1 noc (ze śniadaniem): 43 EUR = 181 PLN
Szawle (Litwa) 1 noc: 36 EUR = 152 PLN
Kłajpeda (Litwa) 1 noc: 30 EUR = 126 PLN
Burniszki (Polska) 1 noc (ze śniadaniem): 110 PLN

zwiedzanie: ok. 197 PLN
Gruto Parkas (skansen pomników): 15,25 EUR = 64 PLN
Troki zamek: 14 EUR = 59 PLN
Klasztor pod Kownem: 8 EUR = 34 PLN
Prom na Mierzeję Kurońską: 4,5 EUR = 19 PLN
Wjazd do parku na Mierzei Kurońskiej: 5 EUR = 21 PLN

Ubezpieczenie od wypadku: 121 PLN

Czyli na jedzenie, pamiątki, alkohol i inne pierdoły posżło: 2 281 PLN