W końcu czwartek, wolne, ładna pogoda na przejażdżkę czyli nie ma 30 stopni w cieniu. Oj, długo czekałem. Ostatnia jazda była jakoś w czerwcu, nawał pracy, remont w domu i życie na walizkach po rodzinie, jak koczownicy i po prostu nic się nie chciało. Postanowiliśmy, że jedziemy na Kaszuby (znowu). Start ok. 9:00. Miło, jakieś 20 stopni. Lecimy samymi bocznymi drogami, nie spiesząc się, delektujemy się wolną chwilą. Najpierw mijamy Wdzydze Kiszewskie, potem dalej na południe Wdzydze Tucholskie, następnie Wiele. Trasa nad jeziorem, przez las – po prostu pięknie. Po drodze mijamy miejscowość Fojutowo. Jest tam akwedukt na którym przecinają się dwie rzeki. Miejsce to zwiedziliśmy ze znajomymi jakoś w zeszłym roku, fajne miejsce na piknik – polecam.
Szybki rzut okiem na mapkę, i stwierdzamy, że w sumie nie byliśmy w Bydgoszczy, no w zasadzie tylko przejazdem, ale nie widzieliśmy miasta. Moto zaparkowaliśmy przy samym Ryneczku i ruszyliśmy na obchód.
Pierwszym budynkiem, który zwrócił naszą uwagę był gmach Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej, wg przewodników można tu zobaczyć, szereg unikatowych starodruków: od kazań z połowy XV wieku, przez dziewięć XV-wiecznych wydań Biblii oraz jedyny na świecie zachowany w całości egzemplarz dzieła Hieronima Savonaroli wydany w 1480 roku we Florencji. Na uwagę zasługuje także zbiór dokumentów królewskich od Władysława Łokietka do Stanisława Augusta Poniatowskiego oraz rękopis „Roty” Marii Konopnickiej.
Biblioteka znajduje się tuż obok Wyspy Młyńskiej i okalającej ją Wenecji Bydgoskiej, uznawanej za główną atrakcję turystyczną miasta. To fakt, bardzo nam się podobały piękne w większości ceglane kamienice stojące nad samą rzeką. Wyspa Młyńska jest zieloną enklawą, parkiem z rozrzuconymi na jego terenie zabytkowymi obiektami. Większość z tych budynków spełnia obecnie funkcje muzealne. Najcenniejsze eksponaty posiada Galeria Sztuki Nowoczesnej we wnętrzach Czerwonego Spichlerza (1861), rozbudowanego o charakterystyczną szklaną bryłę. Największym obiektem na wyspie są Młyny Rothera, w XIX wieku mieściły się tutaj młyny zbożowe, dzisiaj obiekt przeznaczony jest do rewitalizacji, w przyszłości na jego terenie działać ma hotel.
Niestety oprócz tego naprawdę pięknego obrazka widzieliśmy też ten mniej zachwycający fragment miasta. Nie trzeba daleko szukać, wystarczy wejść w uliczki znajdujące się tuż obok, żeby zobaczyć zdewastowane budynki, powybijane szyby i pozostałości „biznesu lat 90-tych”.
Zwiedziliśmy też ulicę Długą, żeby porównać ją z naszą gdańską. Bardzo fajny pomysł mają na punkt Informacji Turystycznej – w starym zabytkowym tramwaju. Równie dobry pomysł to autobus „ogórek” kursujący jako atrakcja komunikacji miejskiej.
Na tej ulicy można też zobaczyć „Bydgoskie Autografy”, czyli pamiątkowe tablice umieszczone w bruku, którymi zostali wyróżnieni znani bydgoszczanie m.in. Jerzy Hoffman, Rafał Blechacz, Zbigniew Boniek i Tomasza Gollob. Natknęliśmy się też na dosyć nietypowe Muzeum Mydła i Historii Brudu, chętnie byśmy je zwiedzili, ale niestety w świąteczny dzień nie wszystkie atrakcje turystyczne są otwarte.
Z tego też powodu nasze zwiedzanie ulicy Długiej ograniczyło się do odwiedzenia toalety w jednej z otwartych kawiarni. Okazało się przy okazji, że właściciel za barem to motocyklista:) (to by wyjaśniało dlaczego pozwolił skorzystać bez konsumpcji). Ucięliśmy więc sobie małą pogawędkę kto, gdzie i na czym i jeszcze zapytaliśmy o animozje na linii Bydgoszcz-Toruń, ale w tym przypadku stereotyp się nie potwierdził – gościu pochodził z małej miejscowości pod Bydgoszczą, a jego żona z Torunia . Ostatnim punktem trasy po Starym Mieście jest Katedra Bydgoska p.w. św. Marcina i Mikołaja (1460-1502). Przeszliśmy obok niej kilka razy, zanim, uparcie sprawdzając w przewodniku, doszliśmy do wniosku, że to jednak musi być TEN budynek. Z zewnątrz katedra nie zrobiła na nas oszałamiającego wrażenia, ale warto było wejść do środka. Wewnątrz zobaczyliśmy piękny ołtarz z pochodzącym z XV wieku z obrazem Matki Bożej z Różą, zabytkową chrzcielnicę, ale największe wrażenie zrobiły na nas ściany pomalowane w różnych kolorach: czerwieni, fioletu, purpury i niebieskim, dosyć niezwykłe jak na kościół połączenie.
Zwiedzanie miasta możemy zakończyć przy pochodzącym z 1729 roku pomniku św. Jana Nepomucena, patrona mostów, których w Bydgoszczy nie brakuje.
Zachęceni widokami Bydgoszczy postanawiamy sprawdzić czy równie piękny jest konkurencyjny Toruń. Nie tracąc czasu wracamy do Suzi i ruszamy dalej. Przejazd nie zajmuje nam dużo czasu, pogoda nadal idealna, więc szybciutko jesteśmy znów na Starym Rynku i szukamy miejsca do zaparkowania. Starym sposobem przytulamy się do dwóch już stojących maszynek na niemieckich blachach. Niespiesznym spacerkiem idziemy zwiedzać po kolei całe mnóstwo gotycko-barokowych, bardzo pięknych budowli: Ratusz Staromiejski (dawniej centrum administracyjne, obecnie muzeum), następnie Kościół Wniebowzięcia NMP, spichlerze, Czerwony Spichrz (dawny dom rodziny patrycjuszy toruńskich Eskenów), przechodzimy przez Bramy Klasztorną i Żeglarską. Najbardziej jednak podoba nam się Krzywa Wieża – jedna z wielu baszt w murach miejskich, która jest pochylona o 1,4 metra od pionu z powodu niestabilnego gruntu.
W Toruniu podobnie jak w Bydgoszczy można też zobaczyć trochę wody, schodzimy więc na promenadę nad Wisłą, jak to w wolny dzień mnóstwo spacerowiczów, a co nas zaskoczyło, to tablica ze zdjęciem w miejscu, gdzie był kręcony kultowy film „Rejs”.
Wracamy jeszcze na Rynek żeby coś zjeść, ale po drodze musimy oczywiście kupić toruńskie pierniki, a na koniec zostawiliśmy sobie główną atrakcję – zdjęcie pod pomnikiem Kopernika.
Ponieważ wszystkie najważniejsze punkty zaliczone, a do domku mamy kawałek, więc pora wracać, około 18 wyruszamy w drogę powrotną i po 3 godzinach jesteśmy w domu. I to był chyba ostatni nasz wypad w tym sezonie.